na ścieżce posąg węża uniesionym szkłem źrenic wstrzymał myśli nie bał się .. wieczną sekundą z jedwabiu owalnego zimna owinął nogi syczącym drżeniem niepokoju ześlizgnąłem do stóp i oczy już razem jestem ! ślisko splątani popłynęliśmy w cień ścieżki
przybite motyle wyrwały się szpilkom stygnącego ciała cień grzechów opadł skruszony między kafelki nieziemskiej podłogi odkurzacz czasu wciąga wyrwane okruchy skrzydeł a włókna nerwów
bez czucia żyją
pustką nieistnienia
poczekaj ! za rogiem ostatni promyk rozgrzewa zimne krople chodźmy tam !
każda chwila krótsza zduszony sekundnik potknął się o pytania które nie zdążyły ściśnięty czas przełyka z trudem łzy zdziwienia nie ma powrotu noc pozostanie stygnąc na zawsze nietknięta świtem ..
zostawiona w kawiarni nieuważnie .. na zewnątrz kropla spłynęła po twarzy i nago przed tłumem kropel stoi dziecko suchego świata z tańca skłębionych nad głową meduz spłynęła przeźroczyście inna i przylgnęła do ciała zimno kropel już nie dotknie
Szepty są też tęsknotą za szeleszczącym językiem .którego czasem mi brak. Ale nie jest tak źle ! Pomijając patologie zawsze jest gdzie poszeleścić z przyjemnością ;)
unoszone szepty w słuchawce wieczoru kiedyś samotne przypadkiem zszeptane teraz namiętnie w siebie zaplątane rozszeptaniem myśli wyszeptaniem krzyku między łzą, a śmiechem w zaszeptaną ciszę uciekają szeptem w zaplecionych dłoniach szeptami złączone szeptem ukrywają przed widzialnym światem zakochaną w szeptach słuchawkę wieczoru
we śnie zabiłem ja ? kogo, gdzie ! nie wiem myśli błądzą odciski palców ? jakieś ślady ? nie wiem znajdą skują za plecami wyrok kiedy ? nie wiem nie boję się umrzeć za fałszywą kratą bo wiesz że nieprawda tylko sen ? nie wiem ..
suche wczoraj resztki liści nasączone świtem nie zbudzą szelestem drzemiącej jeszcze trawy ponieś mnie w twąwilgoć skrzenie kropel usypia zaprzeszłe niepokoje dojdę tam a gdy słońce wysoko ułożę się wilgotnie z twą cząstką osłonię chwilę do jutra ..
obraz przerwany nagle bezczuciem mdlejącego pędzla ożył na przekór barwy stamtąd wypełniły zarys szkicu spokojem rozdartych kiedyś szat choć nikt go nie ujrzy będzie żył samotnie w zakurzonym cieniu stygnącej sztalugi
ślady w lustrze kwitnące jasną twarzą drążoną krawędzią pamięci spisane kiedyś za oknem zabitym deskami ostrzegały pożarem wilgotnych źrenic przed otwarciem powiek nie zniknęły bezprawnym szeptem niewymazane wciąż pozostają niepojęte ..
jest takie miejsce poza zasięgiem gdzie odstawiam bez segregacji pocięte skrawki nieużytych słów nikt ich nie ujrzy nie oskarży nie zniszczy w samotności dojrzeją bez pozwolenia i pogardy same z sobą wolne od przykazań obnażą się bezwstydnie wyrosną z nich słowa nowe nieskażone wytarte z kłamstw
bać się snu nie wolno choć wraca odsuwam rozpaczliwie kłębami śmietnika codzienności nie ma jej mgnienie tylko niechcianej łzy nagle zdmuchniętej ująłem zimną dłoń uniosłem do ust spojrzałem w oczy i ogrzany może zaśnie i nie wróci już więcej ..