podniebne słońce
ślepi zazdrośnie
pali źrenice
ufne pokornie
wie, że nie ujrzy
świateł ciemności
kłąb żmij podstępnych
na wpół rozciętych
przeraża w ciszy
kąsaniem kłami
słów wysączonych
z trójkątnych twarzy
uniosłem czoło
raniony we śnie
chwyciłem rękę
nagiej zazdrości
skrytej bezgłośnie
dość już !
nie ! nie pozwolę
zrzucę kajdany ..nie ! nie pozwolę